Dzisiejszej pogody nie można było nazwać moją ulubioną.
Szłam, zmagając się z chłodnym, jesiennym wiatrem, przez park, kierując się do
budynku From The Star, gdzie „My Space” miało spotkanie z menedżerką. Naciągnęłam
czapkę na głowę i poprawiłam szalik, by zasłaniał mi usta tak, że jedynie nos i
oczy były narażone na zimno. Buty już całkowicie mi przemokły od deszczu i przy
każdym kroku wydawały dziwny odgłos, jakby stanąć na jakimś owocu. Ta cholerna,
londyńska pogoda. Mimo wszystko lubiłam same widoki – trawniki i alejki przykryte
warstwą czerwono-żółtych liści, jak również te dopiero spadające, tańczące w
rytmie jesiennego taktu, niby młode tancerki w kolorowych sukienkach, dęby z gołymi ramionami i co jakiś czas
przebiegające wiewiórki, robiące zapasy na zimę. Najpiękniej jednak wyglądało
jeziorko, będące w centrum parku. Miało przejrzystą wodę, a otoczone było
różnego rodzaju trawami wodnymi, już również przybarwionymi ciepłymi kolorami;
właśnie przez środek stawu przepływała
rodzina śnieżnobiałych łabędzi, domagających się przechodniów o kawałek chleba.
I jeszcze ta przyjemna muzyka, grana przez małą trupę muzyczną, codziennie
odwiedzającą ogród, by zarazić innych chwytliwą melodią, którą mieli w zwyczaju
zapodawać, tworzona przez współpracę dwóch fletów, wiolonczeli i bębenków.
Zawsze, gdy koło ich przechodziłam rzucałam po kilka funtów.
Przeszłam przez mało ruchliwą ulicę, stając przed dużym budynkiem.
Dotarłam do celu. Było to nasze studio nagraniowe, i choć zazwyczaj wokół
kręciło się sporo ludzi, to dziś mało kto wyszedł, zapewne przez tą ulewę. Było
to miejsce do omawiania jakiś ważnych spraw, te mniej istotne załatwiałyśmy w
zwykłych kawiarniach, choć może nie było to zbyt odpowiedzialne. Wszystko można
było Ronnie zarzucić, lecz na pewno nie odpowiedzialności.
Gdy właśnie chciałam wejść do środka zauważyłam Emily,
stojącą pod daszkiem i bawiącą się jojo. Było to dość dziwne hobby, ale ona
cała była dziwna. Miała te swoje dziwactwa, lęk przed dotykiem, jakieś swoje
codzienne „rytuały”, ale za to właśnie ją tak lubiłam. Gdy mnie zauważyła
uśmiechnęła się delikatnie, choć ani na chwilę nie zatrzymała swojej zabawy.
- Co tak późno? Już czekam na was dwie godziny –
powiedziała, oskarżycielskim tonem, choć wiem, że nie miała żadnego żalu.
Lubiła się tak droczyć.
- Byłyśmy umówione na dziewiątą.
- Naprawdę? Myślałam, że na siódmą. Ale gapa ze mnie! –
zaśmiała się uroczo, marszcząc nosek i przymykając oczy. Jeju, ona cała była
urocza. Jej gesty, sposób mówienia, miny – robiła to wszystko, jak pięcioletnia
dziewczynka.
- Od ilu tu stoisz?
-Hmm … - mruknęła, jakby naprawdę się zastanawiając, chociaż
wiedziałam, że mogłaby mi nawet powiedzieć, o której umyła zęby i ile dokładnie
już się bawi jojo. Jej kolejna „schiza”. – Gdzieś tak z godzinę. Dokładnie
godzinę i siedem minut.
-Nie jest ci … zimno? – spytałam, i przypominając o
wszechobecnym chłodzie bardziej opatuliłam się szalikiem.
- Jest – stwierdziła, nie odrywając wzroku od neonowej
zabawki.
- I nie przeszkadza ci to?
- Jak to się mówi miesiąc styczeń – czas do życzeń. – Następny
jej nawyk. Mówienie wszystkiego, o czym właśnie myśli. Nie była to objaw
choroby, był to po prostu wprowadzony przez nią zwyczaj do którego każda osoba,
dłużej z nią przebywająca, jest w stanie się przyzwyczaić. – Cass idzie!
Przez ulicę zmierzała do nas Cassandra, z lekko zmoczonymi,
kruczymi włosami, luźno opadającymi na ramiona, ubrana w szarą kurtkę i czarne
legginsy. Niby wyglądała dobrze jednak …
jej skórę pokrywała gęsia skórka, miała przekrwione oczy i zwężone źrenice.
Znów brała.
-Cassy, znów ćpałaś! – krzyknęła Lil, paląc ją spojrzeniem.
-Ciszej! – syknęła, rozglądając się, czy ktoś aby jej nie
usłyszał – Nic nie brałam, po prostu jestem zmęczona.
-Zawsze tak gadasz! W końcu się wykończysz…- szepnęła Em, a
jej głos przepełniony był smutkiem i czymś na rodzaj strachu, choć nie byłam
tego pewna. Cassy ćpała od … od kiedy ją tylko znam. Brała to, co dostała, nie
pytała się o nazwy, czy pochodzenie narkotyku, jedyne, czego wymagała, to
pełnego odlotu. Nie wiedziałam nawet, czego bierze. Miała dwójkę, kochających
rodziców, siostrę, która mogłaby za nią oddać życie, dobre wyniki w nauce …
Świat idealnej nastolatki. Nigdy nam nie wyjawiła, czemu się wciąga w to bagno.
Byłam pewna, że jeżeli by chciała, to mogłaby od razu to rzucić, nie w tym była
rzecz. Kiedyś, gdy była na fazie powiedziała mi, że chce zapomnieć, nic jednak
więcej nie udało mi się z niej wydusić.
-Dobra, chodźmy do środka – zaproponowała.
-Czekajcie, idę zapalić – powiedziałam, wyjmując papierosy z
torebki.
-Obie jesteście popieprzone – znów krzyknęła rudowłosa,
piorunując nas wzrokiem.
Puściłam jej zaczepkę mimo uszu i udałam się za budynek. Nie
było lepszego miejsca na kontemplacje. Nie mogłam zrozumieć, czemu ta idiotka
ćpa. To jej niszczy życie. Już o tym wiele razy rozmawiałyśmy, lecz nigdy do
niczego nie doszłyśmy. To było bez sensu. Ona miała do czego wracać. Ona miała
dom. Ona miała rodzinę.
+++ - Retrospekcja
Ośmiolatka skuliła się, klęcząc na podłodze i mrużąc oczy.
Jej rude jak marchewka włosy swobodnie opadały na twarz, tworząc grubą kurtynę,
zasłaniającą jej widok na resztę świata. Tatuś
zaraz przyjdzie i przeprosi. Tatuś odpuści i porozmawia, przytuli i znów będzie
taki, jak kiedyś. Już zawsze będzie dbał o nasze bezpieczeństwo –
powtarzała w myślach, łudząc się, że to prawda tak, jak robiła to dzień w
dzień. Usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi, a następnie kroki po pokoju.
Przyszedł po nią.
- Tu jesteś, ty mała suko – krzyknął, przeczesując palcami
tłuste, rude włosy. Dziewczyna poczuła kopnięcie w brzuch, a potem cios w tył
głowy. Upadła, ale nie płakała. Przygryzała wargę, by nie wydać z siebie
żadnego dźwięku. Byle mu nie dać satysfakcji. Mocno zacisnął dłoń na jej ręce i
podniósł do góry, spoglądając w twarz. Śmierdziało od niego alkoholem i potem,
dymem papierosowym i nienawiścią.
Uśmiechnął się, a w jego oczach czaiło się coś, na widok czego dziewczynka odwróciła wzrok.
- Spójrz na mnie, ty głupia dziwko! – Słyszała, lecz nie
reagowała. Z otwartej dłoni dostała w policzek, a następnie brutalnie złapał ją
za szczękę tak, by mogła tylko na niego spoglądać. Dopiero, gdy ujrzał w oczach
ośmiolatki łzy rzucił ją na podłogę i zaczął się śmiać. Jego głos rozbrzmiewał
w jej głowie. Ale to nie szkodzi. Zaraz
tatuś przyjdzie i przeprosi za to, co zrobił, pocałuje tam, gdzie boli.
- Jesteś nic nie warta – warknął i wyszedł, trzaskając
drzwiami. Dopiero, gdy usłyszała krzyk mamy dzielnie się podniosła, ocierając
łzy. Czuła nienawiść do siebie, do swojego ciała. Dała mu tą satysfakcję,
brzydziła się swojej uległości. Czas na zmiany.
Dziewczynka wyjęła z doniczki pęd bambusa, podtrzymującego
roślinkę. Musiała pójść na pomoc swojej mamusi.
+++ - Koniec retrospekcji
Otarłam łzę spływającą po policzku i spróbowałam odgonić
nieprzyjemne myśli. Cholerny ojciec, cholerny dom, cholerne życie. Wyjęłam z paczuszki
papieros i zapalniczkę-czaszkę, próbując odpalić Camela, nic to jednak nie
dało. Moje dłonie drżały z denerwowania, ogólnie czułam się źle. Oparłam się o
ścianę, oddychając głęboko. Przeklęłam pod nosem i zacisnęłam dłoń w pięść, gdy
poczułam ból w nadgarstku. Czyli jednak się udało. Nagle usłyszałam męski,
mocny głos :
-Pomóc ci? – Był to młody, czarnowłosy chłopak, o śniadej
cerze i zniewalająca czekoladowych tęczówkach. Patrzył na mnie, przeszywając
wzrokiem, uśmiechając półgębkiem. Ubrany był w czarny płaszcz i jensy.
Standard. Bez słowa podałam mu
zapalniczkę, a on pochylił się do mnie, zapalając papierosa. Sam też palił,
trzymał w ustach czarne Djarum. Ciekawiło mnie, od kiedy tu jest. Najbardziej
mnie martwiło, że mógł widzieć mój płacz.
-Jestem Zayn.
-Alex – mruknęłam, zaciągając mentolowy smak Camela i
wypuszczając biały dymek z ust, który jeszcze przez pewien czas wił się wokół
mojej twarzy. Smak nikotyny rozpływał się w moich płucach, powodując lekkie
duszenie, ale i mrowienie.
-Więc … co tu robisz? – spytał nieśmiało, widocznie chcąc nawiązać
kontakt. Obrzuciłam go pogardliwym spojrzeniem i przymrużyłam oczy. Zdawało mi
się, że skądś go znam … Może to jakiś znajomy dziewczyn, lub widziałam go
gdzieś w telewizji? Nie wiem, lecz jego twarz mi kogoś bardzo przypominała …
-Spierdalaj – odpowiedziałam, odchodząc od niego. Nie miałam
żadnej ochoty na rozmowę z obcym, który widział, jak płaczę. Popchnęłam szklane
drzwi, prowadzące do wejścia i ruszyłam do łazienki, gdzie się już pewnie
szykowały dziewczyny.
Właśnie Cassy
próbowała naciągnąć różową perukę na głowę Emily. Gdy usłyszały, że weszłam
obie się na mnie spojrzały przerażone, lecz gdy zobaczyły, że to ja uśmiechnęły
się i odetchnęły z ulgą. Wybuchnęłam śmiechem, widząc naciągniętą skórę twarzy
Em przez perukę. Podeszłam do lusterka i poprawiłam ciemnowiśniową pomadkę na
ustach.
-Pachniesz fajkami . – Skrzywiła się Cass, poprawiając
„futerko” na głowie Lil.
-Życie.
Związałam włosy w wysokiego, malutkiego koczka, a następnie
nałożyłam swoją, niebieską perukę. Lubiłam jej kolorem, podchodzący pod granat,
który nie najgorzej na mnie wyglądał. Gdy się już z tym uporałam wyszłam na
korytarz, podchodząc do automatu z kawą. Zamówiłam mała, czarną, moją ulubioną
i już za chwilę cieszyłam się jej, bądź co bądź sztucznym, ale dobrym smakiem.
Siadłam na skórzanych siedzeniach, nakładając czarne lenonki
do zachowania jako takiego „incognito”. Spojrzałam w bok i zobaczyłam młodego
chłopaka, blondyna, który co jakiś czas mi się przyglądał. Co dziś taki wysyp
tych facetów? Gdy zobaczył, że mu się przyglądam uśmiechnął się i lekko
zarumienił. Nie odpowiedziałam tym samym, po prostu zmieniłam obiekt do
obserwowania. Chociaż … tego też skądś kojarzyłam. Powinnam się chyba trochę
więcej przespać.
Dziewczyny wyszły z toalety, a Ronnie, jak na zawołanie
zjawiła się, uśmiechając perliście. Oho, już ma dla nas jakąś przykrą nowinę.
Była ubrana (jak zwykle zresztą) luźno, czarne rurki, biały top, skórzaną
kurteczkę i botki w zebrę, a do tego wszystkiego czarny kapelusik. Choć
wyglądała na tą z szalonymi pomysłami, będącą wariatką naszej grupy to tylko
dowodzi, jak bardzo można się pomylić, oceniając po wyglądzie. Veronica jest
jedną z najbardziej znanych mi poważnych osób. Mówi „najpierw praca, potem zabawa”,
tylko czasem o samej zabawie zapomina. Mimo tego od razu każda z nas zawiązała
z nią bliski kontakt i dziś nie wyobrażam sobie współpracy z kimś innym.
- Dziewczyny, za mną, do studia – zaleciła, szybkim krokiem
podążając do pokoju numer 23.
-Mam złe przeczucia – mruknęłam do siebie, dopijając kawę.
Żadna z nas nie mogła przypuszczać, że właśnie w tej chwili życie każdej z nas
zaczyna się powoli zmieniać.