poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział I - perspektywa Alex

Dzisiejszej pogody nie można było nazwać moją ulubioną. Szłam, zmagając się z chłodnym, jesiennym wiatrem, przez park, kierując się do budynku From The Star, gdzie „My Space” miało spotkanie z menedżerką. Naciągnęłam czapkę na głowę i poprawiłam szalik, by zasłaniał mi usta tak, że jedynie nos i oczy były narażone na zimno. Buty już całkowicie mi przemokły od deszczu i przy każdym kroku wydawały dziwny odgłos, jakby stanąć na jakimś owocu. Ta cholerna, londyńska pogoda. Mimo wszystko lubiłam same widoki – trawniki i alejki przykryte warstwą czerwono-żółtych liści, jak również te dopiero spadające, tańczące w rytmie jesiennego taktu, niby młode tancerki w kolorowych sukienkach,  dęby z gołymi ramionami i co jakiś czas przebiegające wiewiórki, robiące zapasy na zimę. Najpiękniej jednak wyglądało jeziorko, będące w centrum parku. Miało przejrzystą wodę, a otoczone było różnego rodzaju trawami wodnymi, już również przybarwionymi ciepłymi kolorami; właśnie przez  środek stawu przepływała rodzina śnieżnobiałych łabędzi, domagających się przechodniów o kawałek chleba. I jeszcze ta przyjemna muzyka, grana przez małą trupę muzyczną, codziennie odwiedzającą ogród, by zarazić innych chwytliwą melodią, którą mieli w zwyczaju zapodawać, tworzona przez współpracę dwóch fletów, wiolonczeli i bębenków. Zawsze, gdy koło ich przechodziłam rzucałam po kilka funtów.
Przeszłam przez mało ruchliwą ulicę, stając przed dużym budynkiem. Dotarłam do celu. Było to nasze studio nagraniowe, i choć zazwyczaj wokół kręciło się sporo ludzi, to dziś mało kto wyszedł, zapewne przez tą ulewę. Było to miejsce do omawiania jakiś ważnych spraw, te mniej istotne załatwiałyśmy w zwykłych kawiarniach, choć może nie było to zbyt odpowiedzialne. Wszystko można było Ronnie zarzucić, lecz na pewno nie odpowiedzialności.
Gdy właśnie chciałam wejść do środka zauważyłam Emily, stojącą pod daszkiem i bawiącą się jojo. Było to dość dziwne hobby, ale ona cała była dziwna. Miała te swoje dziwactwa, lęk przed dotykiem, jakieś swoje codzienne „rytuały”, ale za to właśnie ją tak lubiłam. Gdy mnie zauważyła uśmiechnęła się delikatnie, choć ani na chwilę nie zatrzymała swojej zabawy.

- Co tak późno? Już czekam na was dwie godziny – powiedziała, oskarżycielskim tonem, choć wiem, że nie miała żadnego żalu. Lubiła się tak droczyć.
- Byłyśmy umówione na dziewiątą.
- Naprawdę? Myślałam, że na siódmą. Ale gapa ze mnie! – zaśmiała się uroczo, marszcząc nosek i przymykając oczy. Jeju, ona cała była urocza. Jej gesty, sposób mówienia, miny – robiła to wszystko, jak pięcioletnia dziewczynka.
- Od ilu tu stoisz?
-Hmm … - mruknęła, jakby naprawdę się zastanawiając, chociaż wiedziałam, że mogłaby mi nawet powiedzieć, o której umyła zęby i ile dokładnie już się bawi jojo. Jej kolejna „schiza”. – Gdzieś tak z godzinę. Dokładnie godzinę i siedem minut.
-Nie jest ci … zimno? – spytałam, i przypominając o wszechobecnym chłodzie bardziej opatuliłam się szalikiem.
- Jest – stwierdziła, nie odrywając wzroku od neonowej zabawki.
- I nie przeszkadza ci to?
- Jak to się mówi miesiąc styczeń – czas do życzeń. – Następny jej nawyk. Mówienie wszystkiego, o czym właśnie myśli. Nie była to objaw choroby, był to po prostu wprowadzony przez nią zwyczaj do którego każda osoba, dłużej z nią przebywająca, jest w stanie się przyzwyczaić. – Cass idzie!
Przez ulicę zmierzała do nas Cassandra, z lekko zmoczonymi, kruczymi włosami, luźno opadającymi na ramiona, ubrana w szarą kurtkę i czarne legginsy.  Niby wyglądała dobrze jednak … jej skórę pokrywała gęsia skórka, miała przekrwione oczy i zwężone źrenice. Znów brała.
-Cassy, znów ćpałaś! – krzyknęła Lil, paląc ją spojrzeniem.
-Ciszej! – syknęła, rozglądając się, czy ktoś aby jej nie usłyszał – Nic nie brałam, po prostu jestem zmęczona.
-Zawsze tak gadasz! W końcu się wykończysz…- szepnęła Em, a jej głos przepełniony był smutkiem i czymś na rodzaj strachu, choć nie byłam tego pewna. Cassy ćpała od … od kiedy ją tylko znam. Brała to, co dostała, nie pytała się o nazwy, czy pochodzenie narkotyku, jedyne, czego wymagała, to pełnego odlotu. Nie wiedziałam nawet, czego bierze. Miała dwójkę, kochających rodziców, siostrę, która mogłaby za nią oddać życie, dobre wyniki w nauce … Świat idealnej nastolatki. Nigdy nam nie wyjawiła, czemu się wciąga w to bagno. Byłam pewna, że jeżeli by chciała, to mogłaby od razu to rzucić, nie w tym była rzecz. Kiedyś, gdy była na fazie powiedziała mi, że chce zapomnieć, nic jednak więcej nie udało mi się z niej wydusić.
-Dobra, chodźmy do środka – zaproponowała.
-Czekajcie, idę zapalić – powiedziałam, wyjmując papierosy z torebki.
-Obie jesteście popieprzone – znów krzyknęła rudowłosa, piorunując nas wzrokiem.
Puściłam jej zaczepkę mimo uszu i udałam się za budynek. Nie było lepszego miejsca na kontemplacje. Nie mogłam zrozumieć, czemu ta idiotka ćpa. To jej niszczy życie. Już o tym wiele razy rozmawiałyśmy, lecz nigdy do niczego nie doszłyśmy. To było bez sensu. Ona miała do czego wracać. Ona miała dom. Ona miała rodzinę.


+++ - Retrospekcja
Ośmiolatka skuliła się, klęcząc na podłodze i mrużąc oczy. Jej rude jak marchewka włosy swobodnie opadały na twarz, tworząc grubą kurtynę, zasłaniającą jej widok na resztę świata. Tatuś zaraz przyjdzie i przeprosi. Tatuś odpuści i porozmawia, przytuli i znów będzie taki, jak kiedyś. Już zawsze będzie dbał o nasze bezpieczeństwo – powtarzała w myślach, łudząc się, że to prawda tak, jak robiła to dzień w dzień. Usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi, a następnie kroki po pokoju. Przyszedł po nią.
- Tu jesteś, ty mała suko – krzyknął, przeczesując palcami tłuste, rude włosy. Dziewczyna poczuła kopnięcie w brzuch, a potem cios w tył głowy. Upadła, ale nie płakała. Przygryzała wargę, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Byle mu nie dać satysfakcji. Mocno zacisnął dłoń na jej ręce i podniósł do góry, spoglądając w twarz. Śmierdziało od niego alkoholem i potem, dymem papierosowym i nienawiścią.

Uśmiechnął się, a w jego oczach czaiło się coś, na widok czego dziewczynka odwróciła wzrok.
- Spójrz na mnie, ty głupia dziwko! – Słyszała, lecz nie reagowała. Z otwartej dłoni dostała w policzek, a następnie brutalnie złapał ją za szczękę tak, by mogła tylko na niego spoglądać. Dopiero, gdy ujrzał w oczach ośmiolatki łzy rzucił ją na podłogę i zaczął się śmiać. Jego głos rozbrzmiewał w jej głowie. Ale to nie szkodzi. Zaraz tatuś przyjdzie i przeprosi za to, co zrobił, pocałuje tam, gdzie boli.
- Jesteś nic nie warta – warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami. Dopiero, gdy usłyszała krzyk mamy dzielnie się podniosła, ocierając łzy. Czuła nienawiść do siebie, do swojego ciała. Dała mu tą satysfakcję, brzydziła się swojej uległości. Czas na zmiany.
Dziewczynka wyjęła z doniczki pęd bambusa, podtrzymującego roślinkę. Musiała pójść na pomoc swojej mamusi.

+++ - Koniec retrospekcji


Otarłam łzę spływającą po policzku i spróbowałam odgonić nieprzyjemne myśli. Cholerny ojciec, cholerny dom, cholerne życie. Wyjęłam z paczuszki papieros i zapalniczkę-czaszkę, próbując odpalić Camela, nic to jednak nie dało. Moje dłonie drżały z denerwowania, ogólnie czułam się źle. Oparłam się o ścianę, oddychając głęboko. Przeklęłam pod nosem i zacisnęłam dłoń w pięść, gdy poczułam ból w nadgarstku. Czyli jednak się udało. Nagle usłyszałam męski, mocny głos :
-Pomóc ci? – Był to młody, czarnowłosy chłopak, o śniadej cerze i zniewalająca czekoladowych tęczówkach. Patrzył na mnie, przeszywając wzrokiem, uśmiechając półgębkiem. Ubrany był w czarny płaszcz i jensy. Standard.  Bez słowa podałam mu zapalniczkę, a on pochylił się do mnie, zapalając papierosa. Sam też palił, trzymał w ustach czarne Djarum. Ciekawiło mnie, od kiedy tu jest. Najbardziej mnie martwiło, że mógł widzieć mój płacz.

-Jestem Zayn.
-Alex – mruknęłam, zaciągając mentolowy smak Camela i wypuszczając biały dymek z ust, który jeszcze przez pewien czas wił się wokół mojej twarzy. Smak nikotyny rozpływał się w moich płucach, powodując lekkie duszenie, ale i mrowienie.
-Więc … co tu robisz? – spytał nieśmiało, widocznie chcąc nawiązać kontakt. Obrzuciłam go pogardliwym spojrzeniem i przymrużyłam oczy. Zdawało mi się, że skądś go znam … Może to jakiś znajomy dziewczyn, lub widziałam go gdzieś w telewizji? Nie wiem, lecz jego twarz mi kogoś bardzo przypominała …
-Spierdalaj – odpowiedziałam, odchodząc od niego. Nie miałam żadnej ochoty na rozmowę z obcym, który widział, jak płaczę. Popchnęłam szklane drzwi, prowadzące do wejścia i ruszyłam do łazienki, gdzie się już pewnie szykowały dziewczyny.
Właśnie  Cassy próbowała naciągnąć różową perukę na głowę Emily. Gdy usłyszały, że weszłam obie się na mnie spojrzały przerażone, lecz gdy zobaczyły, że to ja uśmiechnęły się i odetchnęły z ulgą. Wybuchnęłam śmiechem, widząc naciągniętą skórę twarzy Em przez perukę. Podeszłam do lusterka i poprawiłam ciemnowiśniową pomadkę na ustach.
-Pachniesz fajkami . – Skrzywiła się Cass, poprawiając „futerko” na głowie Lil.
-Życie.
Związałam włosy w wysokiego, malutkiego koczka, a następnie nałożyłam swoją, niebieską perukę. Lubiłam jej kolorem, podchodzący pod granat, który nie najgorzej na mnie wyglądał. Gdy się już z tym uporałam wyszłam na korytarz, podchodząc do automatu z kawą. Zamówiłam mała, czarną, moją ulubioną i już za chwilę cieszyłam się jej, bądź co bądź sztucznym, ale dobrym smakiem.
Siadłam na skórzanych siedzeniach, nakładając czarne lenonki do zachowania jako takiego „incognito”. Spojrzałam w bok i zobaczyłam młodego chłopaka, blondyna, który co jakiś czas mi się przyglądał. Co dziś taki wysyp tych facetów? Gdy zobaczył, że mu się przyglądam uśmiechnął się i lekko zarumienił. Nie odpowiedziałam tym samym, po prostu zmieniłam obiekt do obserwowania. Chociaż … tego też skądś kojarzyłam. Powinnam się chyba trochę więcej przespać.
Dziewczyny wyszły z toalety, a Ronnie, jak na zawołanie zjawiła się, uśmiechając perliście. Oho, już ma dla nas jakąś przykrą nowinę. Była ubrana (jak zwykle zresztą) luźno, czarne rurki, biały top, skórzaną kurteczkę i botki w zebrę, a do tego wszystkiego czarny kapelusik. Choć wyglądała na tą z szalonymi pomysłami, będącą wariatką naszej grupy to tylko dowodzi, jak bardzo można się pomylić, oceniając po wyglądzie. Veronica jest jedną z najbardziej znanych mi poważnych osób. Mówi „najpierw praca, potem zabawa”, tylko czasem o samej zabawie zapomina. Mimo tego od razu każda z nas zawiązała z nią bliski kontakt i dziś nie wyobrażam sobie współpracy z kimś innym.
- Dziewczyny, za mną, do studia – zaleciła, szybkim krokiem podążając do pokoju numer 23.
-Mam złe przeczucia – mruknęłam do siebie, dopijając kawę. Żadna z nas nie mogła przypuszczać, że właśnie w tej chwili życie każdej z nas zaczyna się powoli zmieniać.